Zaprosiłam Was na kurs poleskich znachorek (co prawda nie ma już miejsc), a nie wyjaśniłam kim są (były) te poleskie znachorki. U nas nazywa się je szeptuchami, ponieważ podczas odczyniania uroków i innych magicznych rytuałów szeptem wypowiadały stosowne zaklęcia, modlitwy, inwokacje, żeby profani się ich nie nauczyli i nie zrobili sobie krzywdy nieodpowiednim ich stosowaniem.
Przyjęło się uważać, że szeptuchy (znachorki, zielarki, wiedźmy) to starsze kobiety. Nic bardziej mylnego. Naukę u szeptuchy podejmowały odpowiednio uzdolnione dziewczęta w okresie dojrzewania. Często były to krewne starszej szeptuchy, ale nie zawsze. Nauka trwała długo, około 20 lat. Praktykę natomiast można było rozpocząć dopiero po osiągnięciu "wieku Chrystusowego", a więc po ukończeniu 33 roku życia, choć pewne działania były dozwolone dopiero po przekroczeniu czterdziestki.
Nie tylko kobiety się tym zajmowały, rzadziej, ale zdarzali się też w tej "branży" mężczyzni, zwani szeptunami (znachorami, magami).
Zawsze mną wstrząsała wiedza tchy osób o ziołach, właściwościach minerałów, fazach Księżyca, stosownej diecie, procedurach leczniczych, a przede wszystkim prosty fakt, że wszystkie te osoby, które znałam osobiście żyły ponad 90 lat w dobrej kondycji i pełnej sprawności fizycznej i umysłowej, czego Wam i sobie serdecznie życzę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz